Na południu Armenii deszcze, mgły, zimno. Do tego żona skręciła nogę (w restroomie!). Decyzja: rezygnujemy z trzech dni w Goris, a zatem …wykupujemy wycieczkę do Tatewa.
Wyjazd o 09.00, dwa pełne autokary. Po drodze Norawank. Jak by to powiedzieć… Kanion Kolorado zakończony kamienną czerwoną polaną z przepiękną „aztecką” świątynią!!
Ten widok przebija tylko Kazbek z Cminda Sameba, który jest moim największym kaukaskim przeżyciem (Gruzja, 2011). A jest tam tak: z przodu „Orla Perć” na ponad 4000m n.p.m. z tyłu powiedzmy „Wołowiec” (Kazbek) na 5000 m n.p.m. a w środku świątynia. Widok przygniata. Spotykałem turystów w Gruzji, którzy nie mieli w planie Drogi Wojennej (opisywał ją Lermontow i Puszkin) i Kazbega! Duuuuuży błąd.
Wracając do Armenii… Noravank dla mnie to cudowne miejsce, ta wszechobecna czerwień!!
A Tatev – no cóż, może go ktoś opisze, bo z powodu mgieł widziałem tylko Rosjan w wagoniku kolejki linowej (najdłuższa na świecie, oddana do użytku chyba w 2012 r.).
Z powrotem ormiańskie Stonehenge – chyba tylko dla znawców. (Minister Sienkiewicz wiedziałby jak to nazwać … „i kamieni kupa”).
Po 14 h powrót.
Ceny:
Noravank, Tatev, Karahunj: 15 000 dram w tym cena kolejki w dwie strony 4000 dram (14h)
Zmiana hostelu Cantar.am: 7 900 dram/osobę w czwórce (tylko dla mnie i żony). Otwarty w lipcu 2014, głośne wentylatory i winda, świetna lokalizacja, szwedzki stół, syte śniadania w cenie, żelazko, deska, pralka.